Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego narzeczeństwa wymieniono czerwone karty, poczem, gdy nadszedł czas stosowny, rodzice pana młodego złożyli umówioną sumę na toaletę ślubną. Rozumie się, pieniądze te wzięli sobie rodzice panny młodej, jak to jest zresztą w zwyczaju.
Nie wynika z tego, aby córki jak należy nie wyprawili. W wiosce ich była spółka, która wszystkie takie sprawy znakomicie ułatwiała. Można tam było wypożyczyć tak dobrze karawan, jak i lektykę ślubną. To też tam się zwrócono i wypożyczono dla Tłuściutkiej nietylko lektykę, lecz i suknię, nie mówiąc o niezbędnej do przeniesienia panny młodej liczbie tragarzy.
To się jako tako powiodło.
Prawda, lektyka, choć zdaleka niby bardzo ozdobna, zbliska widziana była okropnym gruchotem, napół stoczonym przez robactwo, ale takiemi głupstwami zaprzątałby sobie głowę tylko człowiek biały, który jest wogóle ograniczony. Chińczyk zaś wiedząc, iż ów gruchot jest lektyką weselną, widzi ją w takim kształcie, w jakim ona być powinna, i twierdzi, że jest wspaniała.
Do takiej to „wspaniałej“ lektyki pewnego dnia, nawiasem mówiąc, wielce upalnego,