Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wiklach z dziewczętami w męża i żonę, lub urządzali różne orgje w krzakach, w mundurach harcerskich musztrują się na boisku sokolem.
— Hehe! — woła do pana Przypiórskiego pan Uszko. — Już się zaczyna! Przyjechał raz? Dobrze, przyjedzie drugi raz! A potem zacznie jeździć dwa razy na tydzień, potem trzy, potem raz na dzień, dwa razy na dzień.
— Dlaczego nie? To bardzo łatwo może być! — zachęcał po swojemu pan Przypiórski.
— A wtedy my sprowadzimy sobie Fordy!
— Może będziemy mieli samochody własnego wyrobu?
— I po naszem białem miasteczku!
— Ono dopiero wtedy będzie białe. Teraz to już bardzo ze starości czarne i zakopcone!

∗                         ∗

Kąpać się pan idzie do Dunajca? — mówił znajomy gulon do Zagórskiego. — Dobrze pan robi. To bardzo zdrowo. Ja, wie pan, czterdzieści lat tu mieszkałem i nie kąpałem się nigdy. Dopiero zeszłego roku mnie namówili, wykąpałem się. Panie! To by nikt nawet nie uwierzył, jak to dobrze robi!
Zagórski prawie całe lato spędził w wodzie lub nad wodą, podsmażając się na gorącym piaseczku. Pani Zagórska smażyła konfitury, jęcząc, płacząc i pomstując na spekulantów, którzy właśnie w tym czasie pochowali cukier. Dzieci chodziły z buziami i rączkami sinemi od czarnych jagód, dom pełen był