Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szej nieuczciwości — poprostu, nie mieli odpowiedniego mieszkania. Połączywszy się, zrozumieli oboje, że to było jedyne, nieuniknione wyjście z sytuacji, że oboje do siebie należą i faktycznie są dla siebie przeznaczeni. Było to tak naturalne, tak niesłychanie naturalne, iż nie sprawiło na Elzie najmniejszego wrażenia; zdawało się jej, że tak zawsze było.
Ale Elza nie należała do tych kobiet, które myślą tylko o zabawie i przyjemnościach. Nie zapominała o przyszłości i postanowiła i pod tym względem pobyt w stolicy wyzyskać. Zapisała się na kursa krawieckie, na kurs sztuki stosowanej, robótek, a ponieważ istotnie miała do tych rzeczy zdolności i lubiła je, przytem zaś była pilna, w krótkim czasie poczyniła niemałe postępy.
Śmierć ojca nie dotknęła jej, przeciwnie, dała jej wyzwolenie. Jako pełnoletnia miała wszelkie prawa do swego działu, który jej też musiano wypłacić. Brat pogodził się z nią łatwo, matka pogodzić się musiała. Elza, rozejrzawszy się w stosunkach, spostrzegła, że założenie w miasteczku szkoły krawieckiej miałoby pewne szanse powodzenia. Zgarnąwszy tedy pieniądze, wróciła do Warszawy, aby skończyć rozpoczęte studja.
Teraz już wszystko zdawało się przybierać kształty coraz wyraźniejsze i jaśniejsze. Ryś będzie się uczył — ona zaś zacznie pracować na własną rękę, będzie niezależna, będzie człowiekiem. Czy kto wówczas ośmieli się choćby bąknąć co przeciw nim! A rozwód w swoim czasie przyjdzie.
Wobec tego zupełnie już przestała się krępować; niemal że mieszkała u Rysia, chodziła z nim do kabaretów, bawiła się, nieraz płaciła za niego.