Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zdobywają złoto nasi luzyfańscy rycerze, ale nawet swym cieniem.
Właśnie zbliżyli się do kościoła Matki Boskiej.Kilka palankinów z orszakiem stało przed bramą kościoła. Damy w trzewikach na ogromnie wysokich obcasach wysiadały z palankinów. Pokojówki podbiegały, chwytały damy pod ramiona i na pół wnosiły je do kościoła, gdzie u chrzcielnicy już czekali szlachetnie urodzeni rycerze, i piórami kapeluszy zamiatając pył mozaikowej posadzki, podawali swym damom końce palców umaczane w wodzie święconej. Tymczasem służba rozciągała dywany, ustawiała krzesła, które pokojówki zaścielały poduszkami i poduszeczkami jedwabnymi, a orszak paziów czekał, kiedy wreszcie damy raczą zasiąść do modlitwy.
Męciński patrzył na to oburzony.
— Kościół-li to, czy też theatrum? — pytał się w duchu.
Damy prowadzone przez swych wielbicieli usadowiły się w swych krzesłach i trzymając w drobnych rączkach wielkie księgi do nabożeństwa oprawne w kosztowne skóry, ze złotymi klamrami, nabijane kosztownymi kamieniami, przeszeptywały się, chichocąc cichutko z kawalerami, gdy małe ich pieski strzyżone lub też piękne charty i małe japońskie buldogi o rubinowych oczach to zawierały ze sobą znajomości, to znów warczały z cicha. Przy krze-