Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciół i dotrzeć do kryjówki pilota, kiedy jednak nieśli go do swych okopów, zastrzelono im go na rękach.
Pisał o tem jeden z młodych pilotów, ale nie Janek, który nie chciał, aby listy jego zawsze miały zwiastować nieszczęście — a prócz tego bił się teraz zapamiętale. Liczył sobie trzydziestupięciu strąconych przez siebie pilotów nieprzyjacielskich, trzydziestupięciu, których śmierć urzędowo stwierdzono — nie mówiąc, którzy padli po stronie nieprzyjacielskiej i których śmierci stwierdzić nie można było. Ale po jakimś czasie i Janek zleciał z nieba.
— Uszkodzony przez nieprzyjaciela motor zapalił mu się — pisał Franek, czwarty lotnik eskadrylli „Śmigi Warczącej” — Janek, nie tracąc przytomności, zaczął natychmiast planować ku naszym pozycjom, co mu się też w końcu udało. Wskutek wiatru jednakże ogień ogarnął cały aparat, tak, że Janek wylądował w płomieniach. Lewa noga mu się paliła. Czując, że jest bliski utraty przytomności a nie mogąc już porozpinać rzemieni własnoręcznie, złamał kość płonącej nogi i wyskoczył z aeroplanu. Uratowało go to, bo tymczasem nadbiegli ludzie; nogę oczywiście stracił. Amputowano mu ją powyżej kolana.
— Co za bohaterskie dzieci! — zachwycał się męstwem pilotów Zaruta. Trzeba teraz skompletować eskadrę! Muszę im tam trzech chłopców posłać.
— Marjanie! — zlękła się siostra. — Jakże możesz posyłać chłopaków na pewną śmierć!