Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sferę. Miasta znów — obawiał się, niedowierzał mu i — nie wierzył w nie. Miasto miało swe własne życie i własne potrzeby, które jednak nie są istotne, a kto w twórczości swej kieruje się niemi, konsekwentnie nie tworzy rzeczy istotnych, oddala się od istoty rzeczy, zatraca jej poczucie.
W pustej sali zaczęło sennie pochrapywać radjo. Jakaś muzyczka, może nawet i dobra, ale — ni przypiął ni przyłatał, nikogo nieobchodząca, nikomu niepotrzebna.
Przypomniało mu się radjo w oberży różewskiej, w drugim gościńcu, bo pan Brat radja nie miał. Polata zaglądnął tam pewnego przedpołudnia. Siedział jakiś czas sam, popijał piwo i słuchał radja, które taksamo pochrapywało, jak to radjo w knajpie w zimne, słotne popołudnie. Nagle zaczęli się schodzić do gościńca ludzie: wszystko dobrze zbudowani mocni mężczyźni o pełnych, czerwonych gębach, dobrze ubrani, w butach z cholewami lub w sztylpach, w ciepłych kurtkach, z szalikami na szyjach i w czapkach sportowych. Ten i ów wypił kieliszek wódki, zapalił papierosa, gospodarz popróbował raz — drugi radja, czy dobrze nastawione, uregulowano zegarki i — zaczęła się audycja. Ci ludzie słuchali — w zupełnem milczeniu, bez słowa, z twarzami, na których widać było prawdziwe skupienie, emocję i pracę myśli. A nagle jeden z nich porwał czapkę ze stołu, skoczył, trzasnął drzwia-