Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widok przebierała ze strachu nogami i piszczała a raczej wrzeszczała na cały głos. Za nic w świecie nie byłaby „tego“ wzięła do ręki — a już strzelać — za żadne skarby, żeby tam nie wiedzieć co!
Mistrz robił głupstwa — ale nie był głupi i doskonale orjentował się w Kryńce. Wiedział, iż dyskrecję ma zapewnioną — narazie, z obawy przed konkurencją. O ileby jednak doszło do jakiegoś flirtu z Kryńką „extra muros“, bohaterstwo jego powoli zacznie wydobywać się na światło dzienne, aż zajaśnieje w całej swej „potędze i chwale“. A wówczas przez wszystkie serca młodych dziewcząt i kobiet w wiosce przebiegnie dreszcz i wszystkie te serduszka zadzwonią, duszyczki zaśpiewają „Sława! Sława! Sława!“, a wielbiące spojrzenia rozszerzonych podziwem oczu, gorące jak —
Dość na tem, że Kryńka była „zaimponowana“.
Wystarczy.
Kobieta! I to nawet bardzo pozytywna kobieta!
Dość było obserwować ją rano.
Wchodziła do alkierza o świcie — cicho, w miękkich pantoflach — i otwierała okiennice, wpuszczając do pokoju wątłe i nieśmiałe, lecz przecież miłe światło bladego zimowego dnia. Następnie przynosiła mistrzowi szklankę gorącego