Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mleka, a ponieważ jako kobieta i żona męża, który ją niecnie opuścił, miała wysokie poczucie przyzwoitości, brała ze stołu grzebień i zaczesywała nim mistrzowi czarną, zlepionę potem czuprynę. Gdy poeta wypił drugą szklankę mleka, „squaw“ rozpalała ogień w czarnym żelaznym piecu, podczas gdy młody pan z nabożeństwem wypalał pierwszego papierosa, słuchając trzaskania drew i poczciwego buzowania ognia. Otóż kiedy ten ogieniek Boży dobrze się już rozpalił i rozchichotał, Kryńka, która przez dłuższą chwilę kucała przy piecu, zaklinając paliwo i odprawiając nad niem wiadome sobie czary, wstawała, opierała ręce na biodrach i tak stała, milcząca, zamyślona, zasłuchana w gowor ognia, zielonemi oczami patrząca — za kulisy nowego przedstawienia nowego dnia — z biustem i z biodrami pełnemi, jak u damy „coeur“, obciśnięta popielatym swetrem, z okrągłą, różową twarzą i z kasztanowatemi włosami, zaczesanemi w rozdział i połyskującemi szyldkretowemi agrafkami. Postawszy tak chwilę dłuższą i stwierdziwszy, że dzień się rozjaśnia, jak powinien, poeta się rozbudził, jak powinien, a piec huczy i rozgrzewa się, jak powinien, nie zmieniając pozycji, pytała swym niskim, gardłowym głosem:
— No, i co?
Na co mistrz, ku niesłychanemu swemu wstydowi i irytacji, której, oczywiście, nie śmiał okazać, odpowiadał: