Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lala — podniecona wciąż, stremowana, nie wiem czem, ale promieniejąca. — Wszystkiego nie może mi powiedzieć, jednakże — przedewszystkiem — ona mnie na swój sposób kocha, czasem się jej nawet bardzo podobam — uważa pan — to stopniowanie! — zawsze mi jaknajlepiej życzyła i życzy, o czem się zresztą wkrótce przekonam, a przedewszystkiem ma wielką cześć dla mego talentu i pragnęłaby bardzo, żebyśmy byli zawsze w zgodzie i pracowali razem, bo ona wierzy w swą gwiazdę, a wspólnie będziemy mogli wielkich rzeczy dokonać.
— To jednak bardzo ładnie! — przyznał emeryt.
— Jednak znowu: Wszystkiego nie może mi w tej chwili powiedzieć, bo właśnie czeka. — Pani Lala do telefonu! — Jest! Jest! Hallo, tak, to ja, Lala, jadę natychmiast, Mumuś — to ja, od „Teodor“ — czekaj, czekajcie panowie — tam jest koniak, vermouth, gin, likiery, Zosiu, zrób sandwicze, niech panowie koniecznie czekają, wielka, radosna niespodzianka, nowina! — Pojechała. — Siedzimy, pijemy, jemy sandwicze, czekamy.
Tu Polata umilkł, zapalił papierosa i zamyślił się.
— To bardzo zajmujące! — zachęcał go gospodarz — Nadzwyczaj ciekawe!
— Czekaj pan! — odpowiedział mu poeta. — To naprawdę ciekawe dopiero teraz przyjdzie.