Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pijana? — zapytał pan Piekarski — Bo, panie, one ostro piją! Ja je znam.
— Wiem, ale Lala nie była pijana, tylko podniecona, jakby dostała nową rolę lub nowe engagement. Tu już zacząłem wietrzyć niebezpieczeństwo, bo ona się w takiem podnieceniu z niczem nie liczy. W Poznaniu Robisz, jak Robisz — Forda robi, mina i zachowanie strasznie amerykańskie, śniadanie w „Continentalu“ z szampanem, a jakże, zajeżdża ten Fiat wściekły, siadamy, choć interes niezałatwiony i wciąż jeszcze nie wiem, o co chodzi. Myślę, załatwi się w drodze. Jedziemy godzinę — wciąż jeszcze nic nie wiem, ale — jedziemy. Jakoś mego Różewa nie widać, miasteczka też nie, ale chyba wnet już będzie. Tu trudno się zorjentować, kraju dobrze nie znając, bo równia wszędzie i wieś do wsi podobna. Więc mówię: — Powiedzcież mi państwo wreszcie, czego właściwie chcecie, bo potem nie będzie kiedy. — Mówi Robisz: — Pogadamy obszernie i szczegółowo na miejscu. — Zdziwiłem się: — W Różewie? — pytam — Przecież można było w Poznaniu! — W jakiem Różewie? — zdziwił się Robisz — Przecie my jedziemy do Warszawy! — Nic o tem nie wiem! — Nie mówiła panu Lala? Musiał pan zapomnieć! — Pierwsze słyszę! — Zapomniałeś! Zapomniałeś! — krzyczy Lala — Mówiłam ci już w tem twojem Różewie! Żebyś wziął strój wieczorowy i potrzebne przybory toaletowe. — Ale przecie z tego nie wyni-