Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochane lecz słabe, tak słabiutkie, nie czytasz w tej księdze, czemuż z takich wielkich hymnów nie czerpiesz swych poezyj, ale —
Tu pan Piekarski urwał zaczętą myśl i rzekł sobie w duchu:
— Nie ględź, stary! Dziecko dobre, szlachetne, a ty —
Poplątało się staremu coś w myślach.
Siedział w milczeniu i patrząc na powolne falowanie ogromnej równi w dogasającem świetle, miał wrażenie, że słucha ostatnich, ściekających powoli akordów uroczystej, świętej, wielkiej pieśni wieczornej.
Z ciemniejących głębin niebieskich, wysoko nad szafranowo-purpurową zorzą wystąpiła duża, drżąca gwiazda.


XXXIX.

— Czy można?
Pan Piekarski zdziwił się.
Głos Polaty! Teraz? Dziesiąta rano! I skąd?
— Czy można, panie Piekarski?
Emeryt wstał, podszedł ku drzwiom i otworzył je.
— To pan? Wierzyć uszom nie chciałem. Proszę! Niech pan wejdzie. Kiedy pan przyjechał?
— Przed godziną. Przyjechałem z miasteczka taksówką. Nie mogłem już wytrzymać...