Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu cię mam! — wykrzyknął ojciec — Lala! Przypuszczam, że Lala nadawałaby się do tego.
— Ja — naturalnie — nie! — z pewną urazą w głosie rzekła Kasieńka.
— Ty — naturalnie — nie! — potwierdził poważnie ojciec.
— A pan Polata nadawałby się do takiego życia?
— Otóż, moja córuś, coś ci powiem! — oświadczył emeryt — Pan Polata, tak jak ja go poznałem, do życia w tem filmowem środowisku się — czekaj — no, gdzież ja mam zapałki?
— No, w tem środowisku — ciągnęła za ojca panienka.
— Nie, w lewej kieszonce kamizelki. Zaraz —
Emeryt zaczął rozpinać kurtkę.
— Ale nadaje się, tatusiu, czy nie?
— Pan Polata? Do środowiska filmowego? Nie! Pod żadnym warunkiem — nie nadaje się. Ten chłopak, mimo dziwacznych głupstw, jakie popisał, i mimo, że te jego głupstwa się podobają, ma w gruncie rzeczy talent i dobre serce. Może z niego jeszcze być człowiek. Ale — jego do tego środowiska ciągnie, a w niem on może tylko przepaść. Powtarzam: on ma serce, a człowiek z sercem tam długo nie wytrzyma, nie może. Ale, miejmy nadzieję, że on się przecie opamięta.
— Czy pisał co? — zapytała Kasieńka żywo.
— Właśnie, że nie pisał nic, ani rzeczy nie każe sobie odesłać! — odpowiedział pan Piekar-