Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzasnęły drzwi i na ulicy pojawiała się jakaś czarno ubrana postać, kobieta lub starszy jegomość, idący na ranną mszę do kościoła. Polacie zdarzało się spotykać idących rankiem do kościoła ludzi nietylko z Różewa, ale też z wiosek sąsiednich.
Były to przeważnie wieśniaczki w sukniach czarnych, luźnych, wiejskim krojem szytych, kobiety mocne, o poważnych, kościstych, czerwonych twarzach. Pozdrawiały go pięknie wyraźnie powiedzianem: — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — a on odpowiadał chętnie, z przyjemnością, nawet jakgdyby z wdzięcznością, że go tem powitaniem honorują. A byli to wszystko ludzie ciężkiej pracy fizycznej i obowiązku, którzy czas na modlitwę kradli sobie samym z czasu niezbędnego odpoczynku i wygody.
Zastanowił się nad tem młody człowiek i powiedział sobie:
— Muszą jednak ci ludzie naprawdę Boga kochać i mieć Go w sercu, skoro trudu swego dla Niego nie żałują. I znowu: Prawda, że chłopów w Polsce będzie z pewnością 80 proc. całej ludności i że lud ten jest głęboko wierzący. To pewne. Więc z tego jednak wynika niezbicie, że nie ma się prawa narzucać ludowi temu niczego, czego mu wiara jego zabrania, zaś kto postępuje inaczej, ten go krzywdzi i fałszuje mu jego prawdę i rzeczywistość.