Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli nie ono — to cóż je ma? Cóż ma to życiowe znaczenie? A teraz — wyjścia istotnie nie widzę, bo niby to się już nie odstanie, co się stało. Stało się, wiemy, nieszczęście. Pobłądziliście i wpadliście. Przecież na jawie oglądacie, do czego doszliście przy pomocy swego „trzeźwego“ rozumu. To jak teraz? Jak z tego wyjść? Uderzyć się w piersi i przedewszystkiem żałować, skruszyć się, a równocześnie wierzyć, wierzyć niezłomnie w niewyczerpaną dobroć serca, które przecie może się jeszcze odezwać, bo całkowicie nie zamarło ani w panu, panie Brat, nie, nie zamarło, bo jednak pana boli, ani w córce, która też cierpi... Męka! A naturalnie! Męka jest, wierzę, więc — trzeba ją znieść, trzeba cierpieć z wiarą... Jesteśmy tu po to, aby cierpieć, wiesz pan o tem sam, stary pan już jesteś, nie zawracaj pan głowy!
— Wcale nie musi się cierpieć! — wykrzyknął Polata, który się tej rozmowie przysłuchiwał — Wcale a wcale nie! Ja też cierpię, a pokażę wam, że nie będę cierpiał! Panie Brat! Daj mi pan pół litra gorzały!
Zabrał wódkę do alkierza i zaczął pić.
Chciał obmyślić jakieś łajdactwo z Kasieńką. Czemu nie? Wszak to człowiek, przytem smarkula! Zawróci jej głowę fotogenicznością, — aktorskie, teatralne dziecko, pójdzie na to — zacznie z nią do spółki układać scenarjusz — opowie jej parę szczegółów intymniejszych — hehe!