Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pił wódkę, układał to swoje łajdactwo, a w głębi duszy płakał, wył, bo widział ją drobną i wątłą w ubogim płaszczyku na różewieckiej szosie zimowej wśród kałuż napół zamarzniętego błota, widział ją w duchu pod ciężkiem, szarem niebem zimowem samotną, biedną i opuszczoną, i widział oczy jej przelęknione i nieszczęśliwe i tak myśleć o niej nie mógł.
Huknął pięścią w stół i pił dalej, teraz nie myśląc, nie myśląc — aż mu z mroków duszy wykwitła jasna, prawie naga Lala wśród piór. Nie, nie, nie „wykwitła“ i nie „prawie naga“, nie! Tu o żadnej nagości mowy niema. Lala wychynęła z krzewia piór różnobarwnych jako zjawa „Czystego Piękna“.
— To jest dobre! — zaśmiał się w duchu poeta.
Przyszła Kryńka, przyniosła lampkę nocną. Poeta poprosił ją jeszcze o wódkę, a lampę bez klosza kazał zabrać.
Siedział teraz w zmroku i myślał.
Kształt zjawy jest kobiecy — niewątpliwie! lecz nie ludzko kobiecy — kuszący, zmysłowy, rozpalający krew i ponętny, a mimo to nic kobiecego w nim niema.
— Żadnego — aby tak powiedzieć — błogosławieństwa — szepcze w zmroku Polata.
— Uśmiech jest — niewinny — ale — bez niewinności! — pracuje wyobraźnia poety — Dla tego uśmiechu — nic nie jest grzechem — bo on zna — tylko rozkosz.