Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

męką — i dziś — śmieję się znowu i — dobrze mi! Żyję! Panu zaś cięży życie — ponad wszelki wyraz.
Nagle wpadł do sali Polata.
— Mówiła mi Krynia, że pan mnie szuka! — wykrzyknął, ściskając serdecznie rękę emerytowi — Proszę! Jestem.
— Wstąpiłem po drodze — zapytałem o pana.
Twarz emeryta przybrała wyraz przykrego zakłopotania.
Poeta zauważył to i pomyślał:
— Pewnie chce pożyczyć pieniędzy!
Nie miał wiele, ale ponieważ starego lubił, postanowił podzielić się z nim tem, co miał. Aby mu to ułatwić, zapytał:
— Może pan pozwoli do mego pokoju?
Emeryt spojrzał mu bystro w oczy i, zdaje się, zrozumiał, bo na twarzy pojawił mu się jakiś dziwnie wesoły uśmiech, a w oczach błysnął humor. Przez chwilę poruszał głową, jakgdyby, ubawiony, chciał powiedzieć: — Ten zgadł! — a potem rzekł uprzejmie i po swojemu łagodnie:
— Jutro niedziela. Będzie pan miał czas, mistrzu?
— Dla pana — zawsze.
— Raczyłby mnie pan odwiedzić? Pogawędzilibyśmy...
— Z całą przyjemnością.