Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

córki, a nie mogąc się jej tem samem odpłacić — bo za co? — zobojętniał wogóle. Uczucie zaczęło w panu obumierać, a wtedy — powiedz mi pan jedną rzecz: pan się kiedyś umiał śmiać?
— Na cały głos! — odpowiedział pan Brat — Na całe gardło! Śmiałem się z całego świata tak, że cały świat śmiał się razem ze mną.
— Ale wtedy, gdy pan zrozumiał, co pan zrobił, przestał się pan śmiać?
— Przestałem.
— I od tego czasu — widzisz pan — zaczęło w panu obumierać uczucie, a z niem razem zacząłeś pan obumierać sam. A dziś — powiedz pan sam! — czy z pana nie jest pobielany grób?
— Jest!
— Widzisz pan! Ja to wiem dobrze, bo kiedyś —
— Pan to zna?
Oberżysta spojrzał na swego sobowtóra zdziwiony.
— Ho-ho! — zaśmiał się gorzko emeryt — Znam to, prawie do dna. Śmierć wtedy blisko, co?
Wargi oberżysty wydęły się butnie. Lekceważąco rzucił słowo:
— Śmierć!
— A wyratowałem się tem, czem zgrzeszyłem: uczuciem. O, to było bardzo trudno, możesz mi pan wierzyć. Ale ja to uczucie rozbudziłem w sobie — wiesz pan czem? — Bólem, cierpieniem,