Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
5

Władywostok właściwie już nie ma rosyjskiego typu. W jesieni 1918 r. był zupełnie międzynarodowy. Komendę nad miastem sprawował oficer czeski, również komendantem garnizonu był Czech, podczas gdy zwierzchnią komendę nad wojskami Dalekiego Wschodu sprawował jenerał japoński, marszałek Otani. Wojska były wszystkich sojuszniczych kolorów.
Dużo jest Chińczyków, trudniących się handlem, głównie zaś uliczną sprzedażą owoców. Dobrze, czysto i ciepło ubrani „chodje“, przeważnie wesoło dowcipkujący i skłonni do śmiechu, na każdym kroku sprzedają piękne owoce, sprowadzane z Mandżurji lub z Japonji. Są winogrona, śliczne jabłka, mandarynki, pomarańcze, znakomite gruszki, banany i japońskie „kaki“, złoto-brunatne, słodkie i mięsiste. To znów widać tych żółtych „chodjów“, jak w szerokich, płaskich koszach, przyczepionych do długich nosideł, niosą guzowate, biało nakrapiane kraby. Dużo Japończyków, mężczyźni przeważnie w nienagannych kostjumach europejskich, mimo to dość pokraczni, ale kobiety uparcie, i słusznie zresztą, chodzą w strojach narodowych, trzymając się mody tokijskiej, i skrzypią po bruku swemi drewnianymi „getami“, jakby garbate z powodu sterczących pod ciemnemi płaszczami wielkich kokard jedwabnych „obi“. Twarzyczki oczywiście poprawnie wymalowane, brwi estetycznie „poprawione“, usta karminowe, zachowanie się skromne, ale „oko“ robią niegorzej od Paryżanek. Zwłaszcza są kokietliwe, kiedy niosą na plecach dzieci. Taki młody człowiek — japońskie dzieci są nieproporcjonalnie tęgie i ciężkie — siedzi sobie w worku na plecach mamy i opiera się na niej całym ciężarem — a mama, pochylona naprzód i nieraz zarumieniona ze zmęczenia,