Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nakreślił przestrzeń, jaką na niej zajmowały dzieła Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego.
— Patrz pan — kilkanaście tomów zaledwie, a jakaż to wielka bibljoteka! Mała półeczka z temi kilkunastu tomami, to organy olbrzymie i o registrach tak górnych, jak ich dziś niema żaden naród. Jakie to wielkie czyny i ile w nich zarodków nowego życia... A są to wszystko płody klęski, emigracji, wygnania, płody pokuty i cierpienia, owoce bólu... Nie trzeba się snąć bronić cierpieniu!
Zwrócił się do Niwińskiego.
— Gdybyśmy chcieli zgłębić całą otchłań męki wygnania, dopiero moglibyśmy zrozumieć, jakie to były potężne i niezłomne duchy, jak one umiały budować wśród nieustającego jęku konających prze-mijań, wśród burzy lub nieustającego urągowiska śmierci — sami przywaleni brzemieniem cierpienia i obumierający. Lecące w noc bezdenną w otchłaniach nicości ruiny i gruzy życia, oni duchem podchwytywali i budowali z nich tęcze i napowietrzne mosty w huraganowym wirze haseł i wskazań, które im z brzegów dalekich krzyczały złe i dobre duchy.
Wziął jeden tom Mickiewicza, otworzył, przerzucił kilka kartek i zaczął czytać głośno:
— Duszą narodu polskiego jest pielgrzymstwo polskie.
A każdy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa się tułaczem, bo tułacz jest człowiek błądzący bez celu.
Ani wygnańcem, bo wygnańcem jest człowiek, wygnany wyrokiem urzędu, a Polaka nie wygnał urząd jego.
Polak o pielgrzymstwie nie ma jeszcze imienia swego, ale będzie mu to imię potem nadane, jako i wyznawcom Chrystusa imię ich potem nadane było.
A tymczasem Polak nazywa się pielgrzymem, iż uczynił ślub wędrówki do ziemi świętej, ojczyzny wolnej, ślubował wędrować poty, aż ją znajdzie.