Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w malutkim pokoiku urządzonym prawie że nędznie. Był tam stół, łóżko, półka na książki, rydel i ławka — wszystko wyrobu „bieżeńców", ledwo ociosane, grube, proste, zbite z desek.
Zaucha milczał przez chwilę, przygnębiony. Zimno było w pokoju przejmujące.
— Tak. Zimno jest — przyznał — Jak sądzisz? Wytrzymasz, czy nie?
— Naturalnie, że wytrzymam — odpowiedziała rozwijając paczki.
Zaucha zamyślił się.
Raz i drugi zerknęła na niego z pod oka. Znała go od dawna i dzieckiem jeszcze zapamiętała tę jego trochę śmieszną twarz o jakichś jakby owczych rysach i głowę kudłatą, gęstemi, ciemno-złotemi kędziorami pokrytą. Nie był przystojny i nie podobał się jej nigdy, drobny, wąski w piersiach, z chudemi nóżkami i drobnemi, dziecinnemi rączkami; ale miał w rodzinie opinję chłopca inteligentnego i dobrego, ą jego wielkie, trochę baranie, ciemno-niebieskie oczy patrzyły na nią z prawdziwie szczerą życzliwością tak poczciwie, ciepło i wiernie, że czuła, iż można mu zaufać. Spotkawszy go na obczyźnie ździwiła się, bo słyszała, że wstąpił do legjonów. Był dla niej dobry i chciał jej pomódz, a gdy widziała, jak energicznie się do tego zabiera, zgodziła się na towarzyszenie mu, na całe życie pod jego opieką. Teraz jednakże, gdy znalazła się z nim sam na sam w obcym świecie, zaczął ją nurtować jakiś niepokój, budziły się w niej pytania, na które czasem brakło odpowiedzi. Zawierzyła mu — a był to przecież w gruncie rzeczy człowiek... dziwny... obcy... z którym dotychczas prawie nic jej nie łączyło... Wywiózł ją gdzieś, do dziwnych jakichś, smutnych ludzi, a teraz dniami całemi każę jej w samotności i nieledwie o chłodzie i głodzie czekać na siebie.
— Wytrzymać, Józefie, to już ja wytrzymam — wróciła do jego pytania. — Ale wytrzymać to jesz-