Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cze nie znaczy żyć. Nam potrzebny jest przedewszystkiem spokój. Jesteśmy zmęczeni.
— Zrozumiej, że nie odpoczniemy, póki nie wrócimy do kraju. A wrócić będziemy mogli tylko wówczas, kiedy Niemcy i Austrja zostaną pobite. Więc, żeby módz wrócić, trzeba przedewszystkiem umieć jak najdłużej wytrzymywać...
— Ale cóż ja jestem temu wszystkiemu winna? Ja przecie wojny nie prowadzę.
Zaucha poruszył się na ławie niecierpliwie.
— Mylisz się. Nietylko ty na swój sposób prowadzisz wojnę, ale nawet góry i lasy wojują po swojemu, drzewa i trawa i rzeki i ziemia... Wszystko dziś tak już nierozerwalnie zrośnięte jest z człowiekiem, że jego losu uniknąć nie może. Ach, gdyby ludzie wreszcie to zrozumieli! Niema takich, którzy by nie wojowali. Przyroda, widzisz, wojuje, choć nie chce, bo ją człowiek do tego zmusza. Więc cierpi. Tak naprzykład koń kawaleryjski — i ginie na wojnie i ranny bywa, w szyku chodzi, głoduje... A człowiek powinien być wojownikiem uświadomionym... Nie jedno łatwiej-byś zniosła, gdybyś o tem pamiętała i ty... i oni wszyscy... Nie trzeba się uważać za rzecz, którą los rzuca, gdzie chce i jak mu się podoba.
Nie odpowiadała. Z niewzruszenie obojętną i spokojną miną powoli i systematycznie układała papiery, z których wyjęła rzeczy przywiezione z miasta.
— Cóż ja temu zmarzniętemu dziecku głowę będę kazaniami zawracał — pomyślał Zaucha.
— Aha, zapomniałem ci powiedzieć. Pani Skowrońska prosiła nas na kawę. Chodźmy.
Zbierała się niechętnie. Niechętnie opuszczała swój pokój, unikała ludzi — i Zaucha to w niej cenił, bo też wołał samotność. Ale u Skowrońskich było ciepło — rzecz w tych warunkach nie do pogardzenia.
Wychodząc starannie zamknęła drzwi na klucz.
— Jakie to nieufne, podejrzliwe stworzenie! — rzekł sobie w duchu.