Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dymu. Pani Skowrońska drzemała z otwartemi oczami. Niwiński, napół leżąc na swem łóżku, oparł się plecami o ścianę tak, że jego twarz ginęła w cieniu. Obok niego siedziała Helenka, trochę zmęczona, może senna, z wielkiemi oczami utkwionemi w Zausze; pochyliła się nieco ku Niwińskiemu, a poeta machinalnie gniótł z cichym chrzęstem w swych wielkich dłoniach orzechy, które jej podawał.
Za oknami świeciła jasna, srebrna noc.
— Słuchajcie modlitwy Proroka — odezwał się, znalazłszy odpowiedni ustęp Zaucha.
I czytał cichym, trochę drżącym głosem:
— Przez krew wszystkich żołnierzy, poległych za wiarę i wolność
Wybaw nas Panie!
Przez rany, łzy i cierpienia wszystkich niewolników, wygnańców i pielgrzymów polskich
Wybaw nas, Panie!
O wojnę powszechną za wolność ludów Prosimy Cię, Panie!
Tu Zaucha podniósł głos i rzekł prawie z jękiem:
— O broń i orły narodowe Prosimy Cię, Panie!
O śmierć szczęśliwą na polu bitwy
Prosimy Cię, Panie!
O grób dla kości naszych w ziemi naszej —
Odpowiedział mu wzruszony głos Helenki: Prosimy Cię, Panie!
— O niepodległość, całość i wolność Ojczyzny naszej —
A tu do dźwięcznego altu Helenki, przyłączył się nabrzmiały żałością i tęsknotą głos Skowrońskiego :
— Prosimy Cię, Panie!