Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mitrach, i kłaniający się cesarskim koronom duchowni ! Była zbyt wielka i faktycznie mogła obudzić cały naród, ponieważ była programem — wykonalnym !
— Przedziwnie pan wykładasz Mickiewicza! — wykrzyknął porwany myślami Zauchy Skowroński. — Czyżby on istotnie tego chciał? Czyżby tak myślął?
— Czyż tego istotnie chciał! — uśmiechnął się jakby z politowaniem Zaucha. — Wczytując się w niego, zrozumiałem dla kogo pisał swe „Księgi Pielgrzymstwa Polskiego", do kogo przemawiał i dlaczego my tak mało je rozumiemy. Pielgrzymem polskim jego czasów był człowiek, który wiedział, co to Polska, bo się za nią bił. To był żołnierz polski — ten, który wchodząc do obcego miasta, pozdrawiał je słowy: „Wolność nasza niech będzie z wami", ten, którego nie brakowało na żadnej barykadzie, ten, który jako hasło, dawał ludom Europy wskazanie: „Nie składajcie broni, póki despotyzm trzyma jedną piędź ziemi wolnej". A kiedy Mickiewicz, układa dla emigracji polskiej modlitwę, to zaczyna ją słowy:

— „Panie Boże Wszechmogący! Dzieci narodu wojennego wznoszą ku Tobie ręce bezbronne z różnych końców świata!"

Więc największem dla niego nieszczęściem, największem upokorzeniem jest, że „dzieci narodu wojennego, wznoszą ręce bezbronne!..." A czyż jego legja włoska nie jest jego najpromienniejszym i najwspanialszym poematem? A przypomnijcie go sobie niestrudzonego w Turcji, w Burgas, gdzie nie poeta już, lecz człowiek czynu, radosny i uśmiechnięty, w pstrym szlafroku i z fajką długą w ustach, z werandy swego dworku, przyglądał- się kozakom oto-mańskim, musztrującym w białym i nocnym blasku wczesnego poranku?

Tu Zaucha zaczął wertować książkę.
Skowroński milczał i osnuwał się gęstą chmurą