Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WIDMO

Zaucha coś knuł..
Naprzód odbył kilka konferencji poufnych z Marcinkiewiczem i Rapaczem. Chodził do nich, do Biełowa, później zaprosił ich do siebie, bo mu tam coś radca Kondolewicz psuł. Ale jednego dnia, przyszedł sam tylko Rapacz i oświadczył, że Radca Kondolewicz, „sub rosa“ zapowiedział, iż odwiedzin u Zauchy nie życzy sobie, bo te tajemnicze konszachty, mogą gminę narazić w oczach policji.
— Wyobraź pan sobie coś podobnego! — skarżył się Zaucha Niwińskiemu. — On wiecznie węszy intrygi i spiski, austrjacka dusza policyjna! A w gruncie rzeczy zazdrość mu, że nie może robić tego co ja, i dlatego przeszkadza...
— A cóż pan chce zrobić!
— Przewrót w gminach! — trjumfalnie odpowiedział Zaucha. — Rewolucję duchową! Chcę zebrać wszystkie dzielniejsze elementy i zrobić z nich kadry organizacji moralnej, która dźwignęłaby to wszystko na wyższy poziom...
— Na poziom pielgrzymstwa, co?
— Żebyś pan sobie wiedział.
Z Kondolewiczem miał Zaucha bardzo przykrą rozprawę. Przyszedł do niego, aby mu wytłómaczyć, że nie robi żadnych spisków, lecz chciałby stworzyć coś rodzaju „proseminarjum literackiego", poświęconego głównie badaniu dzieł Mickiewicza i Puszkina pod kątem najnowszych zagadnień dziejowych.
— Powinien pan zrozumieć, jakie to ważne. Jest to pojedynek dwóch wielkich duchów z uosobieniem brutalnej materji, czyli z szatanem w po-