Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co mam dziwaczyć! Jak dostaniesz reumatyzmu, to dopiero zaczniesz dziwaczyć. O, wszystko mokre....
Budził Wicia co chwila. Niewyspani i zmęczeni wstali przed wschodem słońca — i przypomnieli sobie, że jest niedziela — strzelać nie można!
Źli położyli się na stoku górskim, na słońcu i zasnęli.
Wicia zbudził strzał.
Adaś leżał na znak i strzelał „Panu Bogu w okna“.
— Czego strzelasz?
— Bo mnie irytuje, że ty śpisz, a ja nie mogę.
Kłócąc się i nudząc ledwo doczekali się obiadu, który przyniósł umyślny posłaniec ze dworu wraz z listem pani Waleryi.
— Życzę wam szczęścia i czekam na rogacza! — pisała matka.
— Widzisz, jak to oni sobie tam żyją — mówił Adaś zajadając pieczeń — a my tu wszystko mamy odgrzewane. Co tam słychać we dworze? — pytał posłańca.
— Ano, nic, mają jutro być goście.
— O, goście, widzisz! A my tu będziemy na tych mokrych siennikach leżeli. Przykra perspektywa!
Nudził się. Narzekał, że mu nie przysłano czekolady, że odgrzewany obiad nie dobry, że niema materaców. — Na drugi dzień wstał późno i apa-