Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jabym tam został choćby cały miesiąc, ale Adaś nie wytrzyma.
— O, nie wytrzymam! Zobaczymy!
— A no, załóżmy się, że nie wytrzymasz trzech dni
— A załóżmy się. O co?
— O dziesięć reńskich!
— Dziesięć fajgli? Stoi!
— Co też ty, Wiciu, mówisz! Trzy dni! Dwadzieścia pięć reńskich stawiam, nie dziesięć!
— Widzisz, nawet mamusia stawia!
— Przyjmuję!
— No, toś przegrał trzydzieści pięć fajgli! Dawaj!
— Poczekajmy, Adasiu, jak wrócimy z Polanicy.
— Jak wygram, to dwadzieścia pięć reńskich dostanie Adaś — dodała pani Walerya.
— Kiedyż pójdziecie?
— A jutro, do dnia. Niech mamusia dziś jeszcze pośle wiktuały!
Przeciw polowaniu wuj nie miał nic. Zapowiadał wprawdzie chłopcom, że o rogacza będzie trudno, ale ostatecznie — poszedł spać, zalecając ostrożne obchodzenie się z bronią.
Na drugi dzień chłopcy pożegnali się z matką i ze strzelbami na ramieniu ruszyli w góry.
Droga do Polanicy nie była ani zajmująca ani ładna. Wąska ścieżka biegła nad brzegiem strumienia górskiego, po pod zboczami gór, gubiąc się cza-