Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, nie! — mówiła gorączkowo. — Tak niewiele mi potrzeba! Weź Adasia na jaką wycieczkę pieszą, idźcie do Sącza, gdzie chcesz, ja wuja namówię, żeby pozwolił. On wam da pieniądze, osobno i ja ci dam w tajemnicy przed wujem, żeby wam na niczem nie brakowało, żebyście się na nic nie potrzebowali oglądać. Tylko siedźcie tam choćby miesiąc.
Wicio spochmurniał.
— O, tylko tyle! Jestem na usługi wujeńci — każdej chwili. Ale...
— Nie kłopocz się niczem więcej. Nigdy ci tego nie zapomnę.
— Ale czy wujeńcia sądzi, że to co pomoże?
— Najzupełniej.
Wicio poruszył wargami, jakby chciał coś powiedzieć. Powstrzymał się jednak.
— Przepadło! — rzekł z gorzkim uśmiechem. — Ten wieczór zrobił mi wwujeńci nieprzejednanego wroga.
— Zaręczam ci, że jesteś w błędzie.
Skłonił się w milczeniu i pocałował ją w rękę.

VII.

Wuj nie pozwolił na wycieczkę.
— Wicio może iść, jeśli chce, ale Adasiowi nie pozwolę. Za młody na to. Chcę go mieć przy sobie. Ma jeszcze czas na takie wycieczki. Co innego, gdy-