Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wypadkach dużo czasu do namysłu. — Czego żądać? Będziemy kapłanami w jego świątyni, to i bogactwo z czasem przyjdzie. Byle śmierć nie nadeszła. — Ach, żeby tak życie wieczne!
— Jowiszu, panie nieba i ziemi! — wykrzyknął błagalnie. — Czegóż mamy żądać, jak nie tego, abyśmy ci wiecznie mogli służyć! Chcemy być kapłanami twej świątyni, chcemy stać wiecznie na straży twego ołtarza; spraw tylko, abym ja nie patrzył na śmierć Baucydy i aby ona nie widziała męki mego konania.
— Tak będzie dobrze — cieszył się w duchu — bo jeśli ja nie umrę przed nią, a ona nie zakończy życia wcześniej odemnie, będziemy musieli żyć wiecznie.
Jowisz zawahał się na mgnienie oka i spojrzał przed siebie, jak ktoś, kto szybko liczy w pamięci. W tej chwili Hermes, który stał tuż za nim, zaczął mu coś szeptać do ucha. Twarz Gromowładnego rozjaśniła się.
— A więc niech się stanie zadość pragnieniom waszym! — wyrzekł uroczyście.
Filemon chciał mu podziękować, ale w tej chwili uczuł, że się z nim dzieje coś nadzwyczajnego. Jakaś szalona siła zaczęła wciągać jego nogi w ziemię. Krzyknął i chciał się szarpnąć, ruszyć rękami, ale ramiona mu zesztywniały. W rozpaczliwej trwodze spojrzał na Baucydę. Zmieniała się zwolna w smukłą topolę, a ramiona jej zwisały sucho, jak gałęzie... Tu i ówdzie strzelały z niej zielone listki...