Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zawiązała się żywa pogawędka. Staruszkowie uśmiechali się słodko i krzątali po chałupnice, zgodliwi jak para gołąbków; wynosili pod niebiosa bogów, sławili ich wielkość, siłę i dobroć.
Podano skromny posiłek.
Goście jedli z apetytem, nie czekając na zaproszenie.
— Kiepskie to wszystko i prościutkie — szepnął Hermes — ale przynajmniej zadarmo.
Tylko wino było tak kwaśne, że go bogowie pić nie mogli. Hermes po pirwszym łyku skrzywił się niemiłosiernie, a jego przepiękne szafirowe oczy zbielały i mgłą się pokryły. Wówczas Jowisz uczynił nieznaczny ruch ręką i wino w puharze stało się orzeźwiającem i łagodnem w smaku, a mimo, że obaj bogowie gęste spełniali libacye, nie ubywało go.
Spostrzegła cud Baucyda, błysnęły jej oczy i przekonana o prawdziwości twierdzenia Filemona, wybiegła z chaty, aby złapać gęś i upiec dla gości. Ale mądry ptak zaczął krzyczeć i uciekając wbiegł do izby, gdzie schronił się pod nogi Jowisza.
— Dlaczego ścigasz tego ptaka, kobieto? — spytał Jowisz.
— O, bogowie, niema w mem sercu miejsca, któreby nie było przepełnione miłością dla was! — zawołała Baucyda. — Niechże mi wolno będzie złożyć w am nasze liche mienie w ofierze.
Powstał Jowisz i oparłszy się dłońmi o stół, jak