Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie będą tak głupi, aby płacili za to, co im się za darmo daje. Zjedzą i pójdą, a ja co z tego mieć będę?
— Baucydo, bogowie są wdzięczni. Niezawodnie wszędzie żądano od nich zapłaty za gościnność, albowiem, niestety, w naszych czasach cnota nie lubi długo czekać na nagrodę. Tedy jeśli my, ludzie ubodzy, ugościmy ich bezpłatnie, to pewnością ich to wzruszy. Usłuchaj mnie, Baucydo, pierwszy i ostatni raz w życiu. Ułóż zmarszczki swej twarzy w uprzejmy uśmiech, każ milczeć zawistnemu sercu a wargom wymawiać słodkie słowa powitania, a starość spędzimy jako ludzie zamożni, otoczeni służbą i niewolnikami.
Baucyda zawahała się.
— Niech będzie! — wykrzyknęła wreszcie.
— Myśl twą uważam za niedorzeczną, ale postąpię, jak chcesz, abyś się przekonał, do jakiego stopnia jesteś głupi. A potem rozbiję ci na głowie pierwszy garnek, który mi wpadnie w ręce. Uprzedzam cię jednak, że z ostatniego targu przywiozłam kilka większych, kamiennych rynienek. Są bardzo mocne.
Filemon nie słuchał dłużej, lecz widząc, że dwaj wędrowcy mijają już jego chatę, wybiegł na drogę.
— Witajcie, szlachetni mężowie, i nie mijajcie mej chaty! Naoścież wam ona otwarta, jak i serca nasze. Widzę, że wasze szaty kurzem pokryte, a czoła znojem podróży zroszone. Czeka was jeszcze długa droga przez miejsca odludne i niegościnne.