Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stokiem a odległym od niego o tydzień prawie jazdy Irkuckiem. Prócz tego na wypadek przesuwania wojsk polskich na wschód większe stacje wojskowe i pewne organizacje były niezbędne. „Wyzwoleńcy“ nie pozwolili.
— Oni widzą, że my mamy słuszność! — skarżył się Niwiński przed kapitanem. — Sami powiedzieli, że gdy my robiliśmy wojsko, oni robili papiery — a dla ambicji nie chcą ustąpić.
— Nic się nie bój! Wojsko sobie samo bez ich pozwolenia zorganizuje, co zechce! — uspokajał go kapitan.
— Ja wiem! Tylko, że to tak boli, gdy się widzi złą wolę... O, wygi stare! Nic nie zrobili, a mają legitymacje od Francuzów...
— A jeszcze rozgłaszają, że my jesteśmy bolszewikami! — wtrącił „misjonarz“.
— My?
— A jakże! A cóż ty se myślisz! To mi przecie jeden z nich wczoraj w uszy powiedział! Ażem ci sie krzyżem świntym przeżegnoł. My bolszewiki! Panie drogi, ady w naszym komitecie na ośmiu członków jest czterech narodowychdemokratów, jeden demokrata krakoski, jeden ludowiec a dwuch, dwuch ino —
Pokazał na palcach, któremi potrząsał przez chwilę.
— Dwuch tylko „pepeesów”, ale bardzo godnych ludzi...
— Toś liczył, cholero, partyjniku! Nie licz, przestrzegam, bo nas rozdzielisz!
— Ja ta tyż do tego w ty akcji większy wagi nie przywionzuje, ale dla samej ciekawości dowia-