Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dywałem się — i tak jest, jak wam mówie... A oni Ledniczycy, enkaenowcy zażarci!
Główną siłą kolonji charbińskiej była jej solidna zamożność, przedwojenna, niczem niezmącona burżuazyjna ciasnota myślenia i czucia i połączony z tem a tak charakterystyczny dla Polaków „tupet”, Wobec tych ludzi bogatych, mających konta bankowe, kopalnie złota, tereny rybackie u brzegów Oceanu Spokojnego, zaś agendy od Tomska do Pekinu i Szangaju, członkowie Polskiego Komitetu Wojennego byli niczem, „awanturnikami wojennymi“, ale ci „awanturnicy wojenni“ przychodzili z krajów, w których niczem byli już właściciele banków, kopalń, fabryk i lasów, a wszystko znaczyli ci — bezimienni często — którzy potrafili coś zrobić... Geszefciarze charbińscy nie mieli do czynienia z bolszewizmem, nie widzieli go, i choć wiedzieli o nim, uwierzyć nie mogli, aby ktoś śmiał stawać w drodze im, ludziom bogatym. Zaś druga strona wzruszała tylko ramionami, widząc tę bezpieczną ufność i wiarę w swą wyższość tak niesłychanie zakwestjonowanego już bogactwa.
— Tak i w kraju będzie, — przepowiadał Niwiński, — Szanowne stare „pryki“ złamią siłę nowej twórczości, sprowadzą ją do swych korytek i każą jej służyć swym celom...
— Nie godoj, nie godoj! Naród sie ocuci...
— Naródby się ocknął, gdybyś w każdem mieście ustawił kilka gilotyn i ciął, ciął, ciął to stare niemrawe cielsko. —
— Idźże... toby przecie bolszewicy zalali...
Ale Niwiński zapatrzył się gdzieś daleko w przestrzeń przed siebie i zaczął mówić: