Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wagony już były przyczepione do pociągu, gdy wtem pojawił się na stacji nowy oficer polski, również major, niskiego wzrostu, trochę pokraczny, wąsaty, szybko wymachujący krzywemi nogami, żywy, stanowczy i pełen energji.
Obaj majorowie rzucili się sobie na szyję.
Nowoprzybyły był również oficerem drugiej brygady i emisarjuszem jenerała Hallera, odkomenderowanym do Włoch. Którędy zamierzał się tam dostać, trudno się było domyślić, ale naraz znalazł się w Kazaniu, gdzie potrafił zgromadzić dokoła siebie trzydziestu oficerów i podoficerów, przeczekał oblężenie Kazania przez Czechów, zdobył gdzieś jakiś karabin maszynowy i broń dla swoich ludzi, poczem wsiadł na barkę i, nieomylnym instynktem polskiego żołnierza wiedziony, wyruszył do Samary. Nazywał się Abdulski a pochodził z polskich Tatarów.
Naturalnie wstrzymano pociąg („bagani“ mogą przecie na porządnych ludzi poczekać!), kazano przyłączyć jeszcze dwie ciepłuszki, zaś przedewszystkiem posłano do przystani po oficerów. Przyszli — doskonale dobrani, same młode chłopy, wysokie, krzepkie jak dębczaki, niedźwiedziowate, trochę nieufne, a trzymające się kupy. Z dumą ciągnęli za sobą swój karabin maszynowy. Wsadzono ich do ciepłuszek, obdarzono chlebem i konserwami i powieziono do Ufy.
— Jak się to wszystko cudem jakimś do kupy ściąga! — dziwił się Niwiński.
Abdaulski podobał mu się nadzwyczajnie. Starszy od majora wiekiem, był wytrawniejszy i znacznie sprytniejszy, prócz tego znał Rosję, język, napół