Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

azjatycką psychologję Rosjan, był giętki. Przybycie jego zaniepokoiło trochę majora, który natychmiast wyjechał ze swą legitymacją, przeznaczającą go na Syberję. Abdulski zrozumiał i odrazu, poprostu i bez ceremonij, oddał się pod jego rozkazy.
Jechali do Ufy uradowani i dumni, a zastali tam skandal.
Na froncie znowu coś się urwało i Moskale swoim zwyczajem zażądali Polaków. Żądanie było bezwstydne i nieuczciwe, bo tysiące żołnierzy rosyjskich siedziało bezczynnie. Bądź co bądź, nie żądano dużo, proszono o jedną kompanję. Młody i nietaktowny oficer czeski, komendant garnizonu ufimskiego, nie porozumiawszy się z Polakami, dał pozostawionemu przez majora jako zastępcy kapitanowi rozkaz wysłania kompanji. Kapitan nie usłuchał, ale, zamiast wykręcić się nieobecnością majora, udał się do rosyjskiego jenerała Tumanowa i oświadczył mu „pryncypjalno“, że w myśl instrukcji „gienierała Gallera“ wojsko polskie organizuje się nie do walki z bolszewikami, lecz wyłącznie do walki z Austro-Niemcami.
Podstępny Moskal w lot chwycił sytuację i po całej linji kolejowej rozesłał do czeskich i rosyjskich władz depeszę, donoszącą, iż „w chwili gdy wojska rosyjskie i czesko-słowackie przelewają bratnią krew dla wspólnej sprawy odrodzenia wolnej, demokratycznej i wielkiej Rosji, Polacy bić się nie chcą, wobec czego, ponieważ pobyt ich w pasie przyfrontowym działa w takiej chwili tak na ludność jak i na oficerów demoralizująco, pożądanem jest usunięcie wojsk polskich do jakiegoś odległego garnizonu.“