Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wery, pałasze i parę granatów ręcznych, dosłownie bezbronni uderzyli na bolszewików, wydzierali im broń, mordowali ich i tak otrząsnąwszy ich z siebie, opuścili swój pociąg, przebili się przez nich i rzucili się w lasy; zatoczywszy kilkuset wiorstowy łuk, szczęśliwie dotarli do swoich i w ten sposób umknęli śmierci strasznej a haniebnej. A potem Syrowy poszedł na Tiumień, wyzwolił miasto, rozbił bolszewików, ale ścigać ich nie mógł bez kawalerji, więc wpadł na pomysł, zarekwirował szesnaście lor samochodowych, wsadził na każdą po karabinie maszynowym i kilkunastu kluków i takiemi „wozami wojennemi“ ścigał bolszewików po stepie, a zeprał ich strasznie. Ale jak tylko „bagani“ zobaczyli, że bolszewików niema, wnet Czechów w kąt, zaczęli sobie jakieś parady i zgromadzenia odprawiać.
— A na nas patrzyli jak na lokai. I była ci tam wielka parada, a nikt Syrowego nie zaprosił. To wisz, Syrowy tego nie potrzebuje, on jak chce paradę zrobić, to zajedzie z eszelonami w ciche miejsce, rozda po ćwierć litra spirytusu na głowę i jest taka parada, że jeszcze na drugi dzień pamiętasz, ale teraz to on im postanowił zrobić paradę. Więc choć nieproszony, pojechał samochodem, wchodzi na salę. Jużci, wyrzucić go nie mogli, więc witają, dopieroż mowy na jego cześć, była też babuszka russkoj rewolucji.
— Breszko-Breszkowskaja!
— Była! I prosloziłaś! A Syrowy-Żyżka powiada im na to: Szanowne bagany, welice mne tieszi, moje ucta, wlezte mnie na zada, ale, sakra, to nie jest żaden porządek, żebyśmy, Czesi, od