Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ogromne, potężne chłopy, piece chodzące — wszyscy ubrani bardzo przyzwoicie, dostatnio, wszyscy spokojni, poważni.
Również Poznańczycy. Jeńcy wojenni — z zawodu kupcy. Pozakładali w Samarze sklepy, porobili przez czas wojny majątki, ludzie solidni. Przyszli, widząc, że tu organizuje się wojsko polskie. Oni stanowią organizację, tropiącą wyłącznie machinacje niemieckie w Rosji i stosunki szpiegowskich ekspozytur niemieckich z bolszewikami. W sprawie wojska nie orjentują się zupełnie.
Niwiński dał odpowiedź szczerą, jasną. Wojna nie jest przegrana ani rozegrana, zatem należy robić, co się da. — O froncie nad Wołgą nikt nie myślał. Dziś pokazuje się, że tu można coś robić, więc się robi. Jak? Jak można. Równocześnie jednak choćby się chciało nic robić — nie można. Ludzie widzą, że tu jest wolny teren pracy, domagają się jej. Całe zadanie polega na gromadzeniu rozproszonych sił. Co z temi siłami później począć, to pokażą okoliczności, może powiedzą powołani do tego ludzie. Wynik ostateczny przewidzieć trudno.
Olbrzymy wielkopolskie wstały, podziękowały krótko, powiedziały, że za trzy dni dadzą odpowiedź i wyszły. A po trzech dniach przyszli znowu wszyscy i oświadczyli krótko:
Dane sobie wyjaśnienia rozważyli i postanowili, że młodsi pójdą do wojska a zaś starsi ofiarują wszelką pomoc, jaką dać mogą. Dla tych, którzy mają wstąpić do wojska proszą o zwłokę w celu sprzedania sklepów i zwinięcia interesów.