Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo dziwna ryba! Warczy, jak się ją wyjmuje z wody, a czasem śpiewa jak kanarek.
— Nie gadaj głupstw! Śpiewających ryb niema!
— Chcesz się przekonać? — mówił Józek, kładąc kura na ławce tak, że głowa była zwrócona w moją stronę. — Uderz go pięścią w łeb, tylko mocno!
Nie podejrzewając nic złego, wyrżnąłem kura morskiego pięścią w łeb i — jak nie wrzasnę! Twardy łeb potworka był najeżony kolcami, których w pierwszej chwili nie zauważyłem. Rybacy wybuchnęli głośnym śmiechem.
— Widzisz, że śpiewa! — śmiał się Józek.
Uznałem żart za dobry, bo z nas czterech trzech się z niego śmiało — więc czegóż chcieć więcej?
— Czy kur może się na co przydać?
— Na rosół. Mięso jest twarde, ale rosół bardzo dobry. Tylko robota z oprawianiem kura paskudna.
Zrobiliśmy jeszcze trzy objazdy z cezą, oczywiście każdy w innym kierunku, i złowiliśmy dwa centnary fląderek i kilkanaście kurów, brzy tej sposobności przekonałem się jednak, iż kur, wyciągnięty z wody istotnie warczy, czyli, według wyrażenia Dawida „brzączy jak pszczól”.
Kiedyśmy nareszcie zawrócili ku brzegowi, byłem tak zmordowany, zmęczony głodny i odurzony morskiem powietrzem, że mi się z tego spać zachciało. Nic dziwnego! Wyjechaliśmy na morze koło szóstej a teraz było już po jedenastej! Ziewałem tak, że aż mi oczy łzami zachodziły. Ale teraz właśnie, płynąc już ku brzegowi, wzięliśmy się ostro do antryb i wiosłowaliśmy w milczeniu z całych sił, aby jak najprędzej przybić do lądu.
Nareszcie pokazał się biały pas wybrzeża, upstrzony różnobarwnymi, ruszającymi się punktami. To plaża i letnicy w kostjumach kąpielowych.
Tak byłem zajęty pracą na morzu, iż nie zauważyłem nawet, że mgła zniknęła, niebo się wypogodziło i świat kąpał się w blaskach słonecznych.
Potem jeszcze pracowite „heeej-let!“ a ja gruchnąłem na piasek w cieniu łodzi i zachrapałem na cały głos.
Zbudziłem się koło pierwszej, w sam czas, aby się nie spóźnić na obiad, na który też pognałem czemprędzej, jako że mi się słusznie i zasłużenie należał.