Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

paszczęka. Dlatego i koniec macecy jest obciążony. Teraz wydamy drugie skrzydło.
Co, gdyśmy zrobili, wciąż zataczając na wodzie koło, Dawid zaczął znów wydawać linę i tak w końcu znaleźliśmy się przy baryłce, która oznaczała początek liny cezy. Łódź stała zwrócona przodem do baryki, a prawym burtem do matni.
Teraz Józek, drugi młody rybak, siedzący na tyle łodzi, zaczął ciągnąć linę, a gdy do niego doszło lewe skrzydło cezy zaczął prawe ciągnąć ku sobie Dawid, tak, że ceza, niby mały niewód, szorując po dnie, szła prosto ku czółnu.
Jakież podniecenie ogarnia rybaka na widok zbliżającej się matni! Jest ryba, czy nie? Dał Pan Bóg co, czy też przygiął trochę pyszny kark zbyt ufnego w swą siłę i zręczność i zarozumiałego człowieka, każąc mu nadarmo pracować, aby się upokorzył i zrozumiał, że niezawsze musi się pracować wyłącznie dla zysku? Skrzydła sterczą już z wody, ręce ciągną coraz silniej, serce mocno bije w piersiach, nareszcie pojawia się matnia, a w niej trzepią się i szamoczą ryby. Jeszcze chwila, a już z mokrym pluskiem sypią się do łodzi ryby i skaczą, chlupią na jej dnie. Albo też jest zaledwie parę rybek wszystkiego, że ani nawet na obiad me starczy — rybak westchnie z cicha i, niezrażony niepowodzeniem, na nowo rozpoczyna swą ciężką pracę.
Nam się powiodło jako tako. Już za pierwszym razem Dawid wysypał na dno łodzi kilkadziesiąt płaskich, owalnego kształtu rybek o skórze szorstkiej, od góry oliwkowozielonej lub brunatnej, żółto nakrapianej, od spodu białej. Co mnie najwięcej zdziwiło to, że rybki te miały oczy na prawym boku ciała. Były różnej wielkości, niektóre bardzo malutkie, inne tak mniej więcej czterdziestu centymetrów.
— A widziałeś ty kiedy taką rybę, Janku? — zapytał Anton, pokazując mi dziwnego, czarnego potworka z okropnie groźnym pyskiem i żółto-czerwonemi prążkami i plamami na skrzelach.
— Cóż to znowu za strach? — wykrzyknąłem, nie bez wstrętu patrząc na potworkowatą rybę.
— To kur albo djabeł morski! — odpowiedział Anton.
Zaś Józek dodał: