Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiej, ponieważ jednak miałem jeszcze przeszło godzinę czasu, a głód mi nieznośnie dokuczał, umyłem się, doprowadziłem trochę do porządku i pobiegłem pośpiesznie do łazienek na kawę.
Tu morze — i tam morze, ale co za różnica! Tam przy wyciąganiu łódek na brzeg zdyszane „hej-land!“ znużonych jarnowaniem rybaków i naprężenie mięśni całego ciała — tu poranne stroje plażowe, smaczne śniadanie, już śmiech lub krzyki kąpiących się i przyglądanie się przez szkła doskonałej lornetki dalekim statkom. Ale i to z całą pewnością jest morze w swej uroczej letniej szacie.
Prawdę mówiąc, mnie więcej pociągało „hijoohi“ i „heej-land“ rybaków od zgiełku zabaw, ale nie mogłem się od towarzystwa odłączać. Parę dni zeszło mi na przejażdżkach po zatoce i zbieraniu w lesie grzybów. Nie mogę zaprzeczyć, że i na tem przyjemnie czas mi schodził.
W parę dni później zauważyłem na lewem ramieniu masztu sygnałowego za łazienkami dwie czarne trójkątne tarcze, zawieszone wierzchołkami do góry. Z przypadkowych rozmów dowiedziałem się, iż w dziennej sygnalizacji niemieckiej sygnał ten zapowiada burzę z północnego wschodu w kierunku północnym, podczas gdy takież dwie tarcze, zawieszone wierzchołkiem na dół, wróżą burzę z południowego wschodu, kierując się przez wschód ku południowi. Ponieważ jednak z „czarów‘“ leśnego Florjana nikt sobie nic nie robił, więc na te sygnały nie zwrócono uwagi.
Zresztą cóż letnika obchodzić może burza na morzu! W najgorszym wypadku znaczy to przerwanie na dwa, trzy dni kąpieli i podziwianie wielkich bałwanów z okien pawilonu restauracyjnego w łazienkach!
Inaczej snać zapatrywali się na rzecz rybacy, bo to jeden to drugi pojawiał się na wysokiej wydmie nadbrzeżnej i bacznem okiem badał horyzont, niebo i morze. Za ich przykładem wpatrywałem się w niebo i morze i ja, ale nic nadzwyczajnego nie zauważyłem. Niebo było pogodne, morze spokojne.
Spałem w nocy w swej budzie mocno, gdy naraz zbu-