Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w morze. Ale na drugi dzień znowu miał dostane trzy kopy wangorzy — i miąso w żaku! Też tam było! Teraz poznał rybak, że to od „złego“! Wangorze zaniósł do domu i wszystko opowiedział neńce. Na drugi dzień to samo, wangorze są i — miąso jest! Wziął rybak żak do domu, nie zostawił go już w morzu, a na drugi dzień — i wangorze są i miąso! Aż dopiero, kiedy wziął to miąso i zakopał na rozstajnych drogach — złe ustąpiło i wangorzy już nie dostawał.
— To wangorze były złe? — zapytałem.
— Nei, wangorze nei, le to, że on miąso kładł w żak!
— A tobjaski na haczyki można nabijać?
— Jo, to jest doch wcale inna zacha (Sache — rzecz) — zniecierpliwił się Dawid.
I znowu wykładał:
— Cobyś pomyślał, gdybyś znalazł na strądzie taką bitę — no, portfel, a w nim dziesięć tysięcy dolarów? Że ci to Pan Bóg zsyła? Nei! Bo jakbyś ty miał tyle pieniędzy, to przestałbyś pracować, zacząłbyś się bawić, straciłbyś zdrowie, siły, rozchorowałbyś się i umarłbyś — potępiony. Taką bitę zsyła tylko „zły“! Bo i człowiek jest zły! Jak głód w oczy patrzy, to rybak będzie feszował (fischen — łowić ryby) dzień i noc, w mróz, w śnieg, w najgorszy plusk (słota), ale jakby mu Pan Bóg bez pracy dawał wszetko, toby shardział i do kościoła ani by nie zajrzał — bo podziękować za to, co kto ma bez pracy dostane, takiego zwyczaju między ludziami niema!
Dawid wypalił mi to kazanie z taką siłą i z takiem przekonaniem, że bałem się odezwać.
— A jeszcze musisz wiedzieć! — mówił, dźwigając się powoli, aby zejść do siebie — Ryby łapane na przynętę nie są najlepsze, bo na przynętę rzuca się le ryba głodna, chuda... Widziałeś na haczykach wangorze?
— Widziałem.
— Były same chude, jo?
Przyznałem mu słuszność.
— A w żakach są przeważnie wielkie, tłuste. Tak samo z bańtkami. Syta bańtka śpi na dnie. Można ją dostać cezą albo tralą... tralą osobliwie... A bańtki z ha-