Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głupi jesteś choć rybacy w to wierzą. Zresztą — pewne uzasadnienie może jest... Ale to potem. Teraz słuchaj i nie przeszkadzaj!
— Nie będę.
— Ochraniają węgorza burze. Nie dlatego, żeby on podczas burzy gdzieś się chował i nie lazł w żaki. Przeciwnie. Sam mogłeś zauważyć, że w żakach, porwanych przez burze, zawsze coś jest. Ale cała rzecz w tem, że żak jest kosztowny, rybak boi się, że go może podczas burzy stracić i dlatego wyciąga żaki na kraj. Otóż gdy lato minie, a zbliża się burzliwa jesień, węgorze niezliczonemi stadami szurują po dnie morskim, jak gdyby się spieszyły, aby ich mróz i lód po drodze nie przyłapał. Burze Wszystkich Świętych rzucają na ich wędrówkę swój czarny płaszcz, tak, że ich główny korpus przeciąga przez niebezpieczną strefę z bardzo małemi stratami, zwolna wydostaje się na Morze Niemieckie, a stamtąd bez przeszkód już szuruje głębinami Atlantyku aż do Wysp Karaibskich.
— To są rzeczy naprawdę dziwne! — wtrąciłem.
— To są cuda, chłopie kochany, niesłychane cuda! W tem jest więcej poezji i fantazji, niż w dziełach dziesięciu poetów! Tej poezji się trzymaj, a będziesz zdrów na ciele i duchu.
— Więc on potem tą samą drogą do nas wraca? — zapytałem.
— Nie. Jest rzeczą stwierdzoną, że on już nie wraca.
— Cóż się z nimi dzieje?
— Nikt nie wie. Może rozłazi się po innych morzach — prawdopodobnie! — zresztą sztop! Nie będę mówił o rzeczach, których nie wiem. My wiemy tyle tylko, że z Antyllów on do „Starego Kraju“, jak mówią Amerykanie, przysyła listy.
— Niby jakto?
— On, widzisz, tam, w wielkich głębinach Atlantyku, składa jaja. Larwy jego, zwane elwersami, mające kształt drobnych, przeźroczytych listków, w ciągu pierwszego lata dorastają do 75 mm i na wiosnę powracają do naszych rzek i stawów, gdzie przechodzą przemianę i stają się prawdziwemi, zwykłemi węgorzami, które w stosow-