Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym czasie znów wędrują w morze, aby w niem złożyć jaja. Takie to są dziwne i znamienne wędrówki nieodgadnionej ryby, zwanej węgorzem pospolitym — Anguilla vulgaris Turton, jo!
— A z tym grochem co? Bo pan obiecał!
— E, ja zawsze obiecuję, taki mam już zwyczaj!
— A co pan myśli o kocie morskim?
— Jaki znów kot? — oburzył się pan Żebrowski, marszcząc brwi. Nigdy nic nie słyszałem! Niema morskiego kota!
— Jest! Dawid sam miał z nim do czynienia!
— Dawid cię buja!
— Zbujałby może pana, ale nie mnie, bo mnie kocha. On mi opowiada tylko to, w co sam wierzy!
— Więc cóż ci gadał?
— On mówi, że w wodzie żyje kot — zwierzę, zupełnie do lądowego kota podobne, z takim samym ogonem, tylko większe, szare. Rybacy nazywają go kotem morskim. Ten kot zakrada się do żaków, jak w nich są węgorze i pożera ryby, a potem nie wraca przez gardziel żaka, lecz rozrywa oczka jadra, to jest sietne, i ucieka, a wraz z nim węgorze, które przy życiu pozostały.
— Głupstwo!
— Dawid mi mówił, że mu ten kot żaki darł tak, że je wciąż musiał naprawiać.
— Głupstwo! Oczka źle były dociągnięte i dlatego węgorze same je porozrywały! Przecie to bydle jest szalenie silne! Ty myślisz, że on, jak się dostanie do żaka, leży grzecznie i czeka aż go przyjdziesz jarnować? Chłopie kochany! On przez cały czas szuka słabszego miejsca, żeby je rozerwać! W kiście, to jest w tej wielkiej skrzyni, w której rybacy węgorze przechowują, te szelmy łbami opukują każdą belkę, a gdy znajdą szczelinę jaką, to ich dwadzieścia wsadzi w nią ogony i tak długo wiercą, póki jej nie rozszerzą, a potem wszystkie wylezą... O, ty nie wiesz, co to węgorz!
— Dobrze, ale ten kot? Dawid opowiadał mi, że jeden rybak z Kuźnicy takiego kota w żaku złapał.