Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niają. Tu niema wodza. Kogóż pan postawisz na czele dywizji, Ziembę?
— Pewnie, że nie.
— Tu wszelkiemi siłami próbowano stworzyć odpowiednie dla formowania wojska warunki polityczne, w przekonaniu, że potem wszystko samo pójdzie. Dywizja z pewnością nie rozleciałaby się, gdyby więcej dbano o ideowe wykształcenie oficerów i żołnierzy, bo przecie to musiały być typy zupełnie nowe, nieprzeciętne, niezawodne we wszystkich możliwych i anormalnych sytuacjach. Te komitety pułkowe i rady różne to jest niezawodnie śmierć armji rosyjskiej i wogóle każdej armji na świecie — a polski żołnierz w dzisiejszych czasach powinien być wychowany tak, aby nawet te szkodliwe bzdurstwa nie mogły mu zaszkodzić.
— Rozumie się! Trzeba było stworzyć kadry ideowe, zdolne do utrzymania na pewnym poziomie mas, które się w nie wieje w danej chwili. Ale cóż, kiedy oni liczyli na automatyczne wydzielenie żołnierza polskiego z armji rosyjskiej i przetasowanie go w pułki polskie pod komendą byłych oficerów rosyjskich. Teraz dopiero widzą, że ten żołnierz jest nie mniej zdemoralizowany od żołnierza rosyjskiego...
— Zaczekaj pan. Jeszcze nie koniec tej zabawy, mamy czas.
— Pan myśli, że Rosja nie zawrze z Niemcami pokoju?
— Zawrzeć to ona może wkońcu i zawrze, ale czy ten pokój będzie dużo wart, to znowu co innego. Rewolucja się dopiero zaczęła, zobaczymy, jak się jeszcze warunki ułożą...