Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w nadzwyczajny sposób szkolnictwo, lud polski, rzemieślników, stworzono szkołę polską, rozrzucano setki tysięcy podręczników, elementarzy i książeczek do nabożeństwa, ale o tym czynie najprostszym i najjaśniejszym wciąż jeszcze nie chciano mówić poważnie.
Nie wierzono weń...
Tłumaczyło się to poniekąd niewiarą w Rosję, słuszną niewiarą, uzasadnioną. Lecz czy z Rosją, toczoną już przez anarchję, należało się jeszcze liczyć jako z siłą? Wszakże ci sami ludzie, kiedy mówili o ofensywie rosyjskiej, śmiali się. Jakżeż tedy mieli się liczyć z siłą, w którą nie wierzyli?
Czy to raczej nie była niewiara we własne siły?
Toby było najstraszniejsze, bo naród, który nie wierzy w siebie, przestaje żyć.
Przychodził codziennie Szydłowski i rozmawiał o tem wszystkiem z Niwińskim.
— Ludzi pan nie zbierze nigdy dokoła hasła — mówił — tylko dokoła człowieka. Bolszewicka pyroksylina dawno leżała w książkach Marksa i innych, a przecie nie stała się „Torą“ rewolucji. Dopiero Lenin, człowiek żywy, gramofon rewolucyjny, zebrał ludzi dokoła siebie. To samo z Kiereńskim. On wiedział, że rewolucji nie wystarczają rozkazy i dekrety, że ona musi mieć swego człowieka, swe wcielenie. To właśnie — wytworzenie najdoskonalszego człowieka — jest główną podstawą wszelkiego mesjanizmu i idea ta jest zdrowa, bo prowadzi ku dążeniu do jakiegoś człowieka idealnego. Darmo szukać dla wojska jenerałów, darmo ich odkrywać! Wojsko i wodzowie tworzą się wzajemnie i wzajemnie się uzupeł-