Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Rozdział VII.
WIRY.

Zabłądziwszy raz w czasie swych wędrówek do kawiarni w hotelu „Praga,“ Niwiński zaczął tam chodzić codziennie.
Kawiarnia urządzona była na dachu, na siódmem piętrze i przed wojną uchodziła za jeden z najprzyzwoitszych lokali w Kijowie. Wojna i rewolucja obniżyła trochę jej poziom kulturalny, aczkolwiek obsługa, spoczywająca w rękach kilku złotowłosych, różowych Łotewek, była w dalszym ciągu w wielkim stylu, zła, opieszała i niedbała. Ponieważ kawiarnia należała do Czecha, schodzili się w niej na knedle ze śliwkami i szachy miejscowi Czesi, przemysłowcy i fabrykanci, wszyscy gwałtownie politykujący. Prócz nich widać tu było też licznych oficerów i żołnierzy dywizji czeskiej, spędzających w Kijowie swe urlopy.
Rosjanie zaglądali „na dach“ coraz rzadziej, zato częściej pokazywali się tu Polacy, zwłaszcza ci, którzy już pragnęli spokoju i samotności. Bo ludzie byli już pomęczeni i coraz częściej odczuwali potrzebę skupienia w ciszy i milczeniu. A tu istotnie było cicho. Czasem tylko pokłócili się Czesi przy szachach, lub zaświergotała coś po łotewsku któraś z dziewcząt. Zresztą wiatr wył monotonnie, głusząc nawet te od-