Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystko pójdzie naprzód! Kiereńskij zyska tem sobie wielką sławę i popularność, bo jeśli ofensywa się uda, to to jego zasługa.
— Posąg gadający! — skrzywił się niechętnie Niwiński.
— To błazen! — zirytował się któryś ze znajomych nieznajomych. — Ja znałem jego teścia, jenerała Baranowskiego. Ten zawsze nazywał go durniem, histerykiem i człowiekiem do głębi duszy niemoralnym.
Wieczorem tegoż dnia był Niwiński na zaproszenie Ryszana na mityngu czeskim urządzonym dla uczczenia rocznicy spalenia Husa. Mityng odbył się w podwórzu uniwersytetu kijowskiego, gdzie w roku 1914-tym rozkwaterowane były pierwsze roty pierwszego czeskiego bataljonu. Wieczór był zimny, wietrzny, ale parę tysięcy Czechów uważnie i w skupieniu wysłuchało mów, a potem ustawiwszy się w czwórki, poszło z muzyką przez miasto demonstrować pod gmachem Dumy miejskiej. Oficerowie i kozacy na ich widok powiewali czapkami i wołali „Sława, bratja Czechy!“ ale pod Dumą jakiś bolszewik rosyjski zrobił skandal, nawołując do pokoju i braterstwa ze wszystkiemi narodami.
Cokół byłego pomnika Stołypina był, jak zwykle, oblepiony zamyślonemi, milczącemi postaciami żołnierzy. Tylko, że figury te w zmierzchu ciemnego, chmurnego wieczoru, były czarne i złowrogo posępne.
Wracając późnym wieczorem do domu, Niwiński spotkał znajomego Lwowianina, od którego dowiedział się — ku wielkiej swojej radości — iż dywizja polska nie odmówiła posłuszeństwa i w ofensywie udział brała. Wiadomości o „buntach“ jej są znacz-