Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drogi, mający specjalny swój oddział i specjalne samochody do przewożenia. Niema też koni.
— A w jakim kierunku pójdzie ofensywa, jak się panu zdaje?
— Ja mam wrażenie, że „kierunek lwowski“ jest fintą — odpowiedział Ryszan. — Cios będzie wymierzony, zdaje się, z frontu rumuńskiego, gdzie armja zachowana jest kompletnie, a prócz tego bije się też trzydziestotysięczny ochotniczy korpus rumuński pod komendą byłych oficerów austrjackich.
— Tak niby lekceważycie tę armję austrjacką — mówił z ironicznym uśmiechem jeden ze słuchaczy — a jak co do czego przyjdzie — to za zaletę oddziału uważa się, że jest pod komendą byłych oficerów austrjackich...
— A bo to są doskonali oficerowie — odpowiedział Ryszan — ale tylko wówczas, kiedy się biją przeciw Austrji.
— A o „naszych“ pan tam nic nie słyszał? Bo to, panie, cała dywizja na froncie, nie żarty, chłopy na schwał, panie... Jak tu, panie, karabiny wzięli na ramię — jeden błysk, panie, aż radość była popatrzeć...
— Ja mówiłem tylko z ludźmi z naszego odcinku. Ci nic nie wiedzą.
— Nie może być! Musieliście coś słyszeć.
— Dajże pan spokój! — zniecierpliwił się Niwiński. — Ja istotnie coś słyszałem, ale nawet powtarzać nie chcę...
— Co? Co takiego?
— Mówią, że dywizja odmówiła posłuszeństwa.
— To wszystko jedno! — tłumaczył rozpromieniony Ryszan. — Byle zacząć w jednym punkcie,