Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W tym domu? Ja też dostałem tu kwaterę. Dziś przyjechałem z frontu, jechałem cztery dni, zmęczony jestem. Właśnie posłałem Woborę po kolację i po wino. Chodź do mnie, porozmawiamy, wypijemy po szklaneczce... Wino z oficerskiego składu, znakomite, krymskie, „Udielnyje...“
— Z całą przyjemnością — zgodził się Niwiński, rad ze spotkania, a i z tego, że będzie się mógł dowiedzieć, co właściwie dzieje się na froncie. — Tylko pozwól, że skoczę na górę i dam znać żonie.
— Toś ty żonaty? — zdziwił się Ryszan. — Nic nie wiedziałem.
— Ożeniłem się przed kilku miesiącami.
— Z Rosjanką?
— Jeszcze czego! Z Polką, rozumie się.
A po chwili Niwiński już siedział w pokoju Ryszana.
— Więc tak mieszkasz! — mówił, rozglądając się po pokoiku bardzo skromnym i biednie umeblowanym. — Ha, żołnierz uczciwy jest zawsze biedny, jak poeta. Ale teraz chyba przestałeś pogardzać żołnierzami. Przypuszczam, że rozumiesz już i nasz „sen o kolorowym ułanie.“
Ale Ryszan zaprzeczył.
— Wojna to świństwo, które wszelkiemi siłami należy zwalczać.
Niwiński roześmiał się na całe gardło.
— Lubisz ty „Powiastki Małostrańskie“ — spytał naraz kuzyna.
— Jeszczeby też!
— Słuchaj-że, opowiem ci coś á propos. Jak wiesz, jako student długo mieszkałem na Małej Stronie, tuż naprzeciw Hranczan. Sąsiadowałem z ksią-