Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Też nic nie wiedzieli.
W pismach bolszewickich nie było o ruchach na froncie najmniejszej wzmianki. Rozpisywano się za to o Odesie, o Taganrogu czy o Rostowie nad Donem, o wielkich zwycięstwach bolszewickich nad Kaledinem i Korniłowem, który gdzieś tam na południu formował armję.
Przez parę dni nie było żadnych wiadomości.
A naraz znów ze wszystkich stron zaczęły sypać się wieści, donoszące, iż wojska austro-niemieckie posuwają się naprzód. Austrjacy zajęli podobno Łuck, Równo, Dubno, mówiono, że do Równa przyjechał niemiecki pociąg pancerny, zaś podjazdy zapędzają się już pod Berdyczów. Opowiadano sobie to w cztery oczy, szeptem, bojąc się szpiegów bolszewickich. Twarze uśmiechały się mściwie, oczy świeciły.
— Niemcy tu zaraz zrobią porządek z bolszewikami.
— Jej Bohu! Jak tylko wejdą, toż ja swojemu szwajcarowi-kanalji po mordzie dam za te wszystkie „zabastowki!“
— Ja całą służbę wyrzucę! Pomyślcie sobie panowie, ta swołocz zażądała ode mnie, aby raz na tydzień całe moje mieszkanie do nich należało. Żurfiksy dla swoich przyjaciół chcieli urządzać!
Niewątpliwie, biedni ludzie znużeni byli przejściami i bali się teroru bolszewickiego, od którego nadejście wojsk austrjackich mogło ich wyzwolić. Dzięki temu jednak niesłychanie wzrastały sympatje dla Austrji, a to oburzało Niwińskiego, który właśnie tego państwa z żywiołową nienawiścią nie znosił.
— Łajdackie państwo, łajdacki rząd, a tak przewrotny i podły, jak żaden na świecie! — wybuchnął