Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkie środki walki, burżuazja jest zupełnie bezbronna.
— Ale kto tu ma robić, rządzić? Gdzież odpowiednie głowy?
— Co znowu? Jegorow, Połupanow i choćby Murawiew nie są w niczem gorsi od Napoleona, Murata, Ney‘a i Bernadotte‘a. Bolszewicy są w Rosji jedynie konsekwentni, odważni, stanowczy. Kaledin nigdy nie byłby się zdobył na bombardowanie Kijowa, on zdobywałby Kijów karabinami maszynowemi, łaskotałby go!
— Dobrze my na tem wyjdziemy!
— Dla nas to wszystko — temci lepiej, bo pokój — teraz zawarty nie będzie, a jeśli Niemcy na zachodnim froncie zostaną rozbici, w co niezłomnie wierzę, to tu i bolszewickich wojsk dosyć na nich będzie.
Istotnie miał Szydłowski słuszność, mówiąc, że walka będzie jednostronna.
Coś w dwa dni po wejściu wojsk bolszewickich do miasta, gdy ludność, z właściwym sobie oportunizmem, zaczęła już, nie wiadomo dlaczego, rządy nowych panów wysławiać, zupełnie niespodziewanie znowu zahuczały karabiny maszynowe na ulicach, znowu zaczęły się wyścigi dorożek i przebiegania trwożne z jednej strony ulicy na drugą. Nikomu nie było tajnem iż to brutalna i cyniczna prowokacja, mająca na celu steroryzowanie wymęczonej ludności i przypomnienie jej, iż ona najzupełniej jest na łasce i niełasce zwycięzców. Zdawano sobie z tego sprawę, nikt jednak nie wiedział jaką formę przybiorą represje. Strzelanina trwała dwie godziny, na-